RAJD ROWEROWY ,,Tajemnice Twierdzy Brześć 14-15.04.2012 - Relacja!!!

Na początkach XIX wieku u ujściu rzeki Muchawiec do Bugu,  Imperium Rosyjskie rozpoczęło wznoszenie Twierdzy Brzeskiej – zespołu fortyfikacji z centralnym punktem – Cytadelą. Oprócz Cytadeli, w obszar fortyfikacji weszły forty Twierdzy Brzeskiej. Podzielono je na tzw. Przedmościa. Przedmoście Terespolskie leży dziś na terenie naszego kraju. Znajduje się na nim kila fortów, które skrywają w sobie niezwykłe tajemnice. Tajemnice, które postanowiliśmy poznać.

Strona Bialskiego Klubu Rowerowego >>>>>>>>>>>

Z inicjatywy Miejskiego Ośrodka Kultury w Terespolu powstał rajd rowerowy ”Tajemnice Twierdzy Brzeskiej”. Stroną „rowerową” zajął się Bialski Klub Rowerowy, a merytoryczną „Koło Miłośników Fortyfikacji i Historii” z Terespola. Fachowcy, którzy oprowadzali nas po fortach i prochowni – Pan Karol Niczyporuk i Paweł Oleszczuk, mają niesamowity zasób wiedzy na temat Twierdzy Brzeskiej. Potrafią to również bardzo dobrze przekazać nam, rowerzystom spragnionym wiedzy. Nad całą imprezą czuwał Łukasz Pogorzelski z terespolskiego MOK-u.

Na rajd z Białej Podlaskiej wystartowało ponad 20 osób. Nie mogło zabraknąć „ekipy” z Międzyrzeca.  Część z nas postanowiła zostać na noc w Terespolu, by móc lepiej poznać Terespol, ludzi odpowiedzialnych za organizację imprezy oraz zintegrować się w rowerowym gronie. W Terespolu do rowerzystów dołączyło kilkoro „tutejszych”.

W relacji nie będzie opisów poszczególnych fortów - „co jak i dlaczego”. Odsyłamy Was do profesjonalistów – strony twierdza.org na której znajdziecie najwięcej informacji na temat twierdzy. Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia strony, naprawdę warto! [wejdź na stronę - klik]

Droga do Terespola była przyjemna dzięki pogodzie, która o dziwo dopisała. Jechaliśmy dosyć ruchliwą trasą E-30, jednak po remoncie jaki przeszła i szerokim poboczu jazda jest znacznie bezpieczniejsza niż kiedyś.  Nie należy jednak do szczególnie ciekawych, ze względu na spory ruch, hałas i monotonię. Uciążliwy był korek ciężarówek zmierzających na terminal w Koroszczynie. Przez kilka kilometrów jechaliśmy wzdłuż takiego sznura samochodów.

Do Terespola dotarliśmy z małym poślizgiem, po godzinie 12. Tam od razu zostaliśmy ugoszczeni i oprowadzeni po Prochowni Terespol. Miejsce, które jeszcze przed kilkoma laty straszyło jest dziś miejscem pamięci o twierdzy i o fortach w przedmościu terespolskim.  Koło Miłośników Fortyfikacji i Historii konsekwentnie stara się to miejsce zagospodarować, by stworzyć tu coś na wzór muzeum. Znajdziemy tu liczne eksponaty, grafiki, mapy i inne ukazujące historię tej niezwykłej budowli.

Nie mogło zabraknąć fotoreporterów. Wpierw ekipa „PulsMiasta” dopadła nas na przejeździe kolejowym, a następnie „Słowo Podlasia” przy prochowni. O takiej inicjatywie warto mówić, warto pokazywać też zapał ludzi, którzy z wielkim poświęceniem starają się tworzyć takie miejsce. Warto tez wspomnieć o ludziach, dla których oni to robią. Bez biorcy nie ma dawcy. Powiedział to ktoś mądry, czy to pomyślane na poczekaniu? Nieważne, ale trochę prawdy w tym jest.

Pierwszym fortem jaki odwiedziliśmy był fort w Łobaczewie – Fort VII. Dosyć mocno zniszczony i przekształcony przez te wszystkie lata – jednak bardzo łatwo dostępny. Ciemne korytarze skrywają wiele niebezpieczeństw. Zapadliska, wystające druty czy też strome zejścia są bardzo ciekawe ale niebezpieczne. Byliśmy na to przygotowani i mieliśmy latarki. Trudno było nas „wypędzić” z tych tuneli, by jechać w dalszą drogę. Nasz przewodnik – Paweł, mówił tak ciekawie, że wielu z nas dopytywało się o różne rzeczy. Na wszystkie pytania, miał odpowiedź.

Następnie tzw. „drogą forteczną” – udaliśmy się do fortu „O” Koroszczyn. Ten fort jest znacznie trudniej dostępny, gdyż ze wszystkich stron porasta go gęsty pagórkowaty las. W odróżnieniu do poprzedniego fortu, wielkość fortu „O” trudniej oszacować, ze względu na to że porośnięty jest wspomnianym lasem. Wydaje się być znacznie mniejszy.

Godziny mijałby bardzo szybko – wiedzieliśmy, już że nie zdążymy zobaczyć wszystkiego co zaplanowaliśmy. Pominęliśmy więc  prochownię w Kobylanach. Odwiedziliśmy jednak fort „K” Kobylany. Obok znajduje się czynna strzelnica.

Następnie jechaliśmy spory kawałek szlakiem nadbużańskim, który przebiega przez wieś Zastawek, gdzie znajduje się cmentarz tatarski. Dla tych którzy są zafascynowani kultura tatarską, a byli tylko w Studziance, wizyta w Zastawku to spełnienie marzenia :) Na tutejszym cmentarzu znajduje się niewiele nagrobków, jednak teren cmentarza jest pagórkowaty, bardziej urozmaicony co nadaje mu niezwykły charakter.

Niestety nie mieliśmy już czasu na zwiedzanie fortów „L” Lebiedziew oraz „I” Żuki. Na zakończenie zobaczyliśmy fort VI – Terespol. Fort zachował się w bardzo dobrym stanie.  Niestety ostatnio padł ofiara złodziei którzy skradli metalowe elementy tzw. Półek, na których ułożone były deski po których biegali żołnierze. Wartość metalu niewielka, jednak strata dla historii – nie do obliczenia.

Zwieńczeniem pierwszego dnia pełnych wrażeń, dnia z potężną dawką historii było ognisko przy Prochowni Terespol. Przy płomieniach ogniska siedzieliśmy do późnych godzin nocnych. Integracja pełną gębą – wszyscy dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Wspominaliśmy najzabawniejsze momenty mijającego dnia, oraz to co w fortach wywarło na nas największe wrażenie.  Troszkę zmęczenie, wróciliśmy do budynku MOK, gdzie mieliśmy zapewniony nocleg. Impreza spod ogniska przeniosła się więc do budynku. Siedzieliśmy jeszcze trochę, aż kolejni rowerzyści zapadali w zdrowy sen. Każdy, nawet najciekawszy i najlepszy dzień musi się bowiem kiedyś skończyć.

Niedziela przyniosła nam zmianę pogody, Słońce zniknęło pod warstwą chmur z których lunął deszcz. Zanim pobudziły się największe śpiochy – kilkoro klubowiczów zdążyło zjeść śniadanie i wrócić z porannej mszy świętej w tutejszym kościele.  Pech za pechem – Markowi drugi raz podczas wyjazdu pękła dętka i nie mógł już wracać do Białej rowerem. Deszcz pokrzyżował nam troszkę plany i musieliśmy zmienić nieco trasę powrotu.

Pomimo brzydkiej aury humory nas nie opuszczały i zwiedzaliśmy najciekawsze zakątki okolicy. Szwajcaria Podlaska w Neplach, kamienna baba, czołg, dolina Krzny, rozlewisko Krzny w Malowej Górze i wiele innych – czekało na nas na trasie. Część dróg jako klub pokonaliśmy po raz pierwszy. Znacznie to urozmaiciło nasz wyjazd.

Dwa dni rowerowych wojaży minęły szybko. Ledwo wyruszyliśmy z Białej Podlaskiej, zwiedziliśmy forty i piekliśmy kiełbaski a już z powrotem znaleźliśmy się na bialskim rynku. Wszystko co dobre szybko się kończy. Ale wiemy, że jeszcze nie raz spotkamy się  na rowerowych szlakach Południowego Podlasia i odkryjemy fascynujące tajemnice innych miejsc.

Serdeczne podziękowania dla wszystkich którzy przyczynili się do organizacji rajdu oraz dla uczestników, bez których rajd by się nie odbył!

Tekst i Foto : Łukasz Artyszuk (Bialski Klub Rowerowy)